Zamarzyliśmy pokazać Poli i Michałowi dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Chcieliśmy, aby dzieci poczuły dreszcz emocji na widok zwierząt, których nie odgradza fosa, siatka, szyba. Najpierw wybraliśmy się do ZOO warszawskiego i wrocławskiego by oswoić dzieci z widokiem dzikich zwierząt. Naszym celem stało się safari do Parku Narodowego Królowej Elżbiety w Ugandzie.
Przygodę rozpoczęliśmy w Katurungu, małej, zakurzonej wiosce w Ugandzie, gdzie „Muzungu” (czyli biały) jest rzadkością. Pawiany, antylopy i guźce chodzą tu samopas. Dzieci bawią się na ulicy. Nie wiedzą, co to zabawki na prąd. Widzieliśmy, jak chłopiec ciągnął za sznurek pęknięty baniak po wodzie, mówiąc o nim z dumą „my car”.
W wiosce było kilka sklepów, w których można kupić podstawowe rzeczy. Kupowaliśmy jedzenie na ulicy. U jednej pani kupiliśmy wędzoną rybę, u drugiej pomidory. Kolejna smażyła frytki. W sklepie dokupiliśmy zimne napoje, by się ochłodzić (na dworze panował upał). Tak zebrała się spora kolacja.
Zamieszkaliśmy w hostelu położonym na wzniesieniu nad naturalnym, trzydziestodwukilometrowym kanałem Kazinga łączącym jezioro Edwarda z jeziorem Jerzego – dwa duże zbiorniki wodne wyznaczające granice parku Królowej Elżbiety.
CHRUMKANIE ŚWIŃ CZY PRYCHANIE
Po kolacji poszliśmy na spacer w pobliżu kanału zaintrygowani dochodzącymi stamtąd dziwnymi odgłosami zwierząt. Już w naszym hotelu słyszeliśmy jakieś chrumkanie świni. Okazało się, że stado hipopotamów wylegiwało się niedaleko brzegu. Pola i Michał biegiem zeszli na brzeg i bawiły się zgadując, który hipcio wynurzy się szybciej. Dwa hipcie otwierały szeroko paszczę i chyba walczyły ze sobą dla zabawy. Pozachwycaliśmy się chwilę i wróciliśmy do naszego pokoju, bo zrobiło się jak to na równiku, szybko ciemno.
Noc była upalna, dreszcz emocji przed safari udzielał się i nam, i dzieciom. Do tego wszędobylskie komary nie dawały spać. Niespokojne myśli nakręcały lawinę pytań i życzeń: Jakie zwierzęta zobaczymy? Michał chciałby słonie, Pola — małe hipcie. Ja zastanawiałam się, czy dzikie zwierzęta mogą skoczyć na samochód, którym będziemy jechać? Czy mogą nas zaatakować?
Tato, tato, guziec jest za drzwiami! Szybko! Przejęte krzyki Poli i Michała potwierdziły, że noclegi w parkach narodowych Ugandy są pełne niespodzianek.
Na dzień dobry w parkowych hostelach dostajesz ostrzeżenia i reguły bezpieczeństwa. Są to informacje absolutnie potrzebne, ponieważ zwierzęta w parku traktują ludzi jako naturalny element ich środowiska i przestają się ich czasami bać. To one tam rządzą.
Standardem są chodzące po ścianach hostelu gekony czy duże, brzęczące owady. Za to podczas drogi do hostelowej toalety, tuż obok nas, zza kaktusa wielkości drzewa nagle może pojawić się wielki i dziki zwierz. I to już jest spotkanie, które przyprawia o szybkie bicie serca, kiedy stoisz oko w oko z wielkim guźcem. I nie wiesz czy uciekać czy udawać, że jesteś niewidzialny.
W parkowych hostelach, w którym nocowaliśmy zaskoczyły nas wizyty m. in. nosorożca z małym, pawianów, antylop i nudzących się wieczorami hipopotamów.
Hieny, pawiany i inne drapieżniki wieczorami oraz poranku szukają pożywienia i trzeba uważać na ich zaczepki. Poza tym, w ciągu upalnego dnia ujęcia wody w hostelach przyciągają zwierzęta, które chcą się napić i ochłodzić.
Pola i Michał, kiedy widzą zwierzaka kilka kroków od siebie piszczą cicho z radości, a my zastanawiamy się czy od razu uciekać czy zachować pozory odwagi i oddalić się dostojnym krokiem.
Makaki już kilka razy nas nauczyły, co znaczy chwila nieuwagi, podczas której jedzenie znika w tajemniczych okolicznościach, a po metalowym dachu tylko słychać dudnienie uciekających niezidentyfikowanych sprawców.
Po szybkim śniadaniu wyruszyliśmy z Mosesem – przewodnikiem na safari. Nasze auto miało otwierany dach. Zabraliśmy ze sobą prowiant: zapas wody, placki ciapatti, gotowane jajka, pomidory, banany, ciastka i orzeszki. Chyba wystarczy na cały dzień 😊.
Nasz przewodnik zapowiedział, że wzdłuż Queen’s Mile zobaczymy dużo antylop, bo to najczęściej spotykane zwierzęta w parku. Małe brązowe to Uganda Kob, te większe to water bag, czyli kob śniady. Park Narodowy Królowej Elżbiety słynie z tego, że jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie można spotkać lwy wspinające się na drzewa.
Pola i Michał, jeszcze trochę zaspani, na widok pawiana przy drodze otworzyli szeroko oczy ze zdumienia. Zatrzymaliśmy się na chwilę, by mu się przyjrzeć. Pawian zaczął zachowywać się agresywnie, bo chciał wymusić jedzenie, więc ruszyliśmy dalej. Pola i Michał cieszyli się i skakali z góry na dół — mieliśmy dwie dzikie „małpki” w samochodzie. 😊
Park Narodowy Królowej Elżbiety był początkowo znany jako Park Narodowy Kazinga, zanim został przemianowany w 1954 roku, by upamiętnić wizytę królowej Wielkiej Brytanii. Cóż, zbójeckie prawo kolonizatorów.
Park — siedlisko zamieszkuje ponad 500 różnych gatunków ptaków i około 100 gatunków ssaków. Wśród drapieżników można tutaj spotkać takie zwierzęta jak lwy, lamparty, szakale, hieny. Inne zwierzęta to: bawoły, słonie, guźce, hipopotamy, różne gatunki małp: w tym szympansy, małpy czerwono-ogoniaste, małpy niebieskie, czarno-biała małpka colobus. Nas przewodnik wypatrywał lwów na drzewach, ale im bardziej wypatrywał, tym bardziej tych lwów tam nie było…
Zaraz po wjeździe na teren parku dostrzegliśmy samotnego bawoła pasącego się na sawannie.
– Będzie ich więcej – powiedział Moses, ruszając dalej. – Nie ma safari w Queen Elizabeth bez bawołów. Możemy się założyć, że pod koniec dnia nie będziecie w stanie nawet ich policzyć.
Faktycznie, jakiś czas później spotykaliśmy kolejne trzy wylegujące się w kałuży na środku polnej drogi. Bawoły to jedne z najniebezpieczniejszych zwierząt afrykańskiej sawanny, mimo że wyglądają jak przerośnięte krowy. Ich rogi to skuteczna broń w walce nawet z lwami. Powoli, trzymając odpowiedni dystans, omijaliśmy zwierzęta, by za chwilę za zakrętem wjechać wprost na całe stado tych olbrzymów.

Przejeżdżaliśmy przez powulkaniczne tereny pełne jezior kraterowych; zatrzymaliśmy się przy jednym z nich – jeziorze Katwe. Wydobywała się z niego siarka. Po krótkim spacerze pojechaliśmy dalej, aż dostrzegliśmy słonie, które przyszły do wodopoju napić się i trochę ochłodzić.
Potem przesiedliśmy się do zielonej łodzi, którą popłynęliśmy w rejs wzdłuż kanału Kazinga na dwugodzinne safari (bilet kosztował 60$ za naszą rodzinę).
Czekaliśmy pół godziny, aż zapełni się łódka, więc dzieci szalały. Michał w kapoku siadł za sterem. Pola biegała po drabinkach góra-dół. Gdy pasażerowie zapełnili wszystkie miejsca, ruszyliśmy. Wszyscy grzecznie założyli kapoki, ale po 10 minutach zrobiło się w nich gorąco, więc niektórzy kamizelki zdjęli. Naszą przewodniczką była Jane, która przez całą drogę opowiadała ciekawostki o zwierzętach i życiu lokalnych mieszkańców.
Łódka płynęła środkiem jeziora, zachowując dystans od zwierząt. Gdy na horyzoncie pojawiły się stada zwierząt, łódka zatrzymywała się lub zwalniała. Wtedy aparaty szły w ruch, co wyglądało tak, jakby „paparazzi dopadli celebrytów”. A zwierzęta, nieprzejęte ciekawskimi spojrzeniami, dalej przeżuwały trawę, byczyły się na piachu lub zażywały chłodnej kąpieli.
Najpierw wytropiliśmy całe stado bawołów, następnie zobaczyliśmy stado hipopotamów. Leniuchy leżały w wodzie, wygrzewając się na słońcu.
Bardziej aktywne okazały się dzikie słonie, które podążały energicznym krokiem. Pola i Michał na widok słoników aż pisnęli z radości. Łódka zatrzymała się, bo słonie zdawały się przestraszone hałasem silnika. Zwierzęta śpieszyły się do wody, ale do niej nie weszły, tylko obsypywały się piachem. To było niesamowite przeżycie dla nas — zobaczyć tyle radosnych słoni na wolności.
Dowiedzieliśmy się, że okoliczni mieszkańcy utrzymują się z rybołówstwa. Ryby łowią w jeziorze Edwarda nocą. Nie mogą tutaj uprawiać ziemi.
Naszej uwadze nie umknął widok kulejącej antylopy. Jane wyjaśniła, że samiec przegrał walkę o przywództwo i musiał odejść ze stada. Teraz radzi sobie sam.
WIDZIAŁAM ORŁA CIEŃ…
Przewodniczka skierowała naszą uwagę na drzewo, na którym siedziały 2 orły. Ponieważ siedziały dosyć daleko, trudno było się im przyjrzeć. W tym momencie nieodzowny okazał się zoom w aparacie fotograficznym😊.
Park Narodowy Królowej Elżbiety jest jednym z najlepszych terenów do obserwacji ptaków w Ugandzie, jeśli nie w całej Afryce. Byliśmy pod wrażeniem dużej liczby olbrzymich gniazd na drzewie, zbudowanych przez ptaki zwane Hamerkop. Te średniej wielkości ptaki o kasztanowym ubarwieniu po kilku miesiącach opuszczają gniazdo i budują nowe w innym miejscu.
Pełni wrażeń wróciliśmy z rejsu. Nigdy nie widzieliśmy tylu dzikich zwierząt na wolności. W porcie czekał na nas marabut – najpiękniejszy brzydal. Ptak nazywany jest też „służbą oczyszczania terenu”.
DZIKI KOT NA DRZEWIE
W drodze powrotnej mieliśmy niespodziankę. Nasz przewodnik Moses nie chciał nam powiedzieć, o co chodzi, ale widać było po nim emocje. Po krótkiej rozmowie telefonicznej wcisnął hamulce i zawrócił, dodając gazu. Dzwonił jego znajomy z wiadomością, że właśnie trafił na jakiegoś ciekawego zwierzaka. Moses nie chciał nam zdradzić, co to takiego, więc zaczęliśmy się cieszyć, że może w końcu lew! Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że faktycznie był tam wielki kot… ale nie lew, tylko lampart. Przepiękny, dostojny, cętkowany drapieżnik nie zwracał na nas najmniejszej uwagi. Wylegiwał się, rozglądał dookoła, ziewał i w końcu jednym susem schował się w gąszczu. Cudowny! Co prawda widać go było jedynie z daleka, a w parku narodowym jazda poza szlakami jest zabroniona, więc nie mogliśmy zbliżyć się do wielkiego kota. Pozostało nam obserwować go przez teleobiektyw. Widzieliśmy go z daleka, ale emocje były ogromne.

Ostatnim bohaterem dnia okazał się guziec, który wyskoczył z kałuży przy drodze. Świnia, utuczona jak na sterydach i utytłana w błocie, dostojnie przeszła przez drogę.
Pola i Michał, zachwyceni safari, byli zdumieni, że jeżdżąc autem widzieli po drodze a to bawoła, a to słonia lub antylopę. To było pamiętne wydarzenie, bo przecież jadąc autem przez Polskę widzi się najczęściej psa, kota, kurę. Spotkać słonia można co najwyżej w ZOO.
A o spotkaniu z rodziną lwów napiszę w kolejnych artykułach.
Safari to cudowna i pouczająca przygoda!