Zwiastun słoń w Laosie — zaproście dzieci do oglądania 🙂
Pola i Michał mieli marzenie, aby spotkać słonie, a my chcieliśmy zobaczyć i poczuć, jak żyje się w Laosie – kraju leżącym poza popularnymi szlakami turystycznymi. Pojechaliśmy więc do Bane Khiet Ngong, laotańskiej wioski znanej ze swojej pracy na rzecz ochrony słoni.
PODRÓŻ LOKALNYM AUTOBUSEM
Podróż autobusem z Si Phan Don (4 tysiące wysp) trwała kilka godzin, w podskokach na wybojach w drodze. Nasz autobus, choć przeżywał drugą młodość, prezentował się całkiem przyzwoicie. Kierowca uprzyjemniał nam podróż, włączając na cały regulator laotańskie piosenki, przypominające „disco polo”. W pewnym momencie autobus zatrzymał się przy głównej drodze w jakiejś wiosce, gdzie mieliśmy przesiadkę – musieliśmy złapać autostop, bo autobusy nie dojeżdżają do Khiet Ngong.
JEDZENIE W CZASIE POSTOJU
Czekając na stopa, zatrzymaliśmy się w ulicznej jadłodajni. W wielkim garze parowała zupa, zapach zachęcał do jedzenia, więc skusiliśmy się na degustację. Odpowiednik naszego rosołu z dużą ilością warzyw i makaronem sojowym smakował wybornie. Dokupiliśmy ryż, bo nic innego nie było już do wyboru. Najedzeni, zarzuciliśmy plecaki na grzbiet i ruszyliśmy w kierunku zakrętu, by „złapać stopa”. Po około pół godziny zatrzymała się furgonetka, na którą załadowaliśmy plecaki i dzieci — i w drogę!
DOJAZD DO WIOSKI
Do wioski Khiet Ngong prowadziła bardzo wyboista i błotnista droga gruntowa. Szczęśliwi, że jedziemy, a nie brniemy po tym błocie, przyglądaliśmy się, dokąd kierowca nas wywozi. Okazało się, że jest weterynarzem słoni. Podwiózł nas do zaprzyjaźnionej kwatery noclegowej. Mówił dobrze po angielsku; jak przekonaliśmy się w trakcie pobytu w wiosce, była to jedyna osoba, która w ogóle porozumiewała się w tym języku.
CZAS NA ZWIEDZANIE WIOSKI
Po zakwaterowaniu i krótkim odpoczynku wyruszyliśmy na zwiedzanie wioski — chcieliśmy dowiedzieć się, gdzie są słonie. Okazało się, że codziennie wczesnym rankiem przechodzą w pobliżu pewnego hotelu przez polanę. Postanowiliśmy sami przekonać się o tym i wstaliśmy wcześnie, by je zobaczyć. Uzbrojeni w aparaty fotograficzne poszliśmy z dziećmi na polanę. Była piękna, słoneczna pogoda, w tle jazgotały wszędobylskie cykady. Szliśmy przez las i łąki, aż wreszcie dotarliśmy do polany.
CZEKAMY NA SŁONIE NA POLANIE
Aparaty przygotowane, czekamy na słonie. Minęło 10, 20, 30 minut, a słoni nie ma. Zaczęliśmy pytać mieszkańców, kiedy przyjdą słonie — okazało się, że chodzą po polanie, ale w sezonie, a my byliśmy poza sezonem. Pracownik hotelu nie umiał przetłumaczyć słowa „w sezonie”, więc nie doprecyzował podanej nam informacji.
Na szczęście, słonie często przechodzą przez wioskę. U nas na drogach widzimy samochody i skutery, a tam widzi się słonie. Dla mieszkańców wioski to całkiem normalna rzecz.
NARESZCIE SŁOŃ!
Mahud – opiekun słonia, prowadził go właśnie na karmienie do lasu. Na widok Poli i Michała zatrzymał się na chwilę, pozwolił nam pogłaskać swojego podopiecznego, nakarmić ryżem i jabłkami. Pola bała się, więc na początku tylko obserwowała, a później sama spróbowała poczęstować słonia jabłkiem. Dzieci były niesamowicie podekscytowane – ich marzenie właśnie się spełniło! Na szybko zorganizowaliśmy też słoniowy przysmak: trzcinę cukrową. Słoń zjadł ją ze smakiem, a my mieliśmy więcej czasu, by obejrzeć go z bliska. To było piękne i majestatyczne zwierzę. Zwróciłam uwagę na jego uszy — były całe i nieposzarpane, po czym można poznać, że zwierzę jest dobrze traktowane.
Mahud nie porozumiewał się ze słoniem zdaniami, tylko wydawał z siebie pomruki, które zwierzę świetnie rozumiało i na nie reagowało. Mieli swój tajemny język.
Czas spotkania dobiegł końca, a my polubiliśmy naszego słonia i zapragnęliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o nim: Gdzie mieszka? Czy ma siostrę lub brata? Czy są tam może małe słoniki? Podążyliśmy za słoniem i Mahudem.
ZA SŁONIEM.…
Szliśmy na bosaka po błocie, w wodzie po kolana, po polach ryżowych, aż doszliśmy do lasu. Ale opiekun zaprowadził słonia na karmienie w takie krzaki, że nie dało się tam wejść. Zrezygnowaliśmy z dalszego ich śledzenia. Pola i Michał spełnili swoje marzenie – krótkie spotkanie ze słoniem było emocjonujące i autentyczne.