Pierwszy dzień, jaki spędziliśmy na Bali był dniem długo wyczekiwanego błogiego lenistwa. Nasze podróżnicze dusze nie pozwoliły nam jednak długo cieszyć się tym stanem i już na drugi dzień wyruszyliśmy na zwiedzanie. Można przemieszczać się na własną rękę lub korzystać z wycieczek zorganizowanych przez biura podróży. Wybraliśmy pierwszą opcję i wypożyczyliśmy skuter. Ten sposób podróżowania daje zupełnie inne wrażenia niż jazda autobusami czy samochodem. Ma się wrażenie, że wszystko widać bardziej. Pola ryżowe, tak zielone i rozległe, są bliżej. Mijani uśmiechnięci lub zmęczeni przechodnie są bliżej. Podróżując skuterem czuję się tak, jakbym sama była częścią świata, który zwiedzam. Przez ten czas nie jestem tylko gościem. Tamtego dnia cieszyliśmy się takim właśnie uczuciem.

Naszym celem były świątynia Pura Ulun Danu Beratan oraz mieszczący się w mieście Ubud małpi gaj — dom dla setek makaków (oba ultra turystyczne miejsca). Pierwszą grupę tych zwierząt spotkaliśmy jednak już po drodze. Był to pierwszy raz, kiedy zbliżyliśmy się do dziko żyjących makaków. Małpy przechadzały się po drodze czekając na przysmaki. Podobnie jak one, także miejscowi potrafili dobrze się urządzić korzystając z frajdy jaką daje turystom karmienie egzotycznych zwierząt. Przy poboczu rozstawione były stragany z płatnymi przysmakami dla makaków- bananami i orzeszkami. Poczęstowane zwierzaki wyszarpywały sobie nawzajem jedzenie. Nie powiem, żeby to był szczególnie miły widok. Pola i Michał byli tym trochę zdziwieni, a może nawet zawiedzeni. Widok wrzeszczących i szczerzących zęby makaków zaburzył ich wizję towarzyskich małpek o mięciutkich futerkach. Ale w końcu po to między innymi zabieramy nasze dzieci w dalekie podróże- aby poznawały świat takim jakim jest naprawdę, a nie taki jakim się nam go przedstawia.

Świątynie i zakochani
Bali nazywane jest często wyspą świątyń. Podobno jest ich tu aż 30 000. Zmierzając do najbardziej znanej — Pura Ulun Danu Beratan po drodze mijaliśmy także inne. Przy jednej z nich natknęliśmy na sesję zdjęciową młodej pary. Fotograf całkowicie pochłonięty pracą to oddalał się szukając dobrego ujęcia to znów podbiegał do młodych poprawiając ich fryzury lub makijaże. Tak właśnie- makijaże, bo oboje byli mocno umalowani. O ile jestem do takiego widoku przyzwyczajona jeśli chodzi o kobiety, o tyle pan młody wzbudził we mnie mieszane uczucia. Ale cóż, co kraj to obyczaj. Panna młoda natomiast, jak to określiła Pola, wyglądała jak księżniczka. Miała na sobie obszerną bogato zdobioną suknię i nietuzinkowe ozdoby. Zawołała nas, żebyśmy mogli zrobić sobie z nimi zdjęcie. Sama nie przepuściłabym takiej okazji, ale Pola była szczególnie zachwycona! Co tam makaki i świątynie, kiedy można sobie zrobić zdjęcie z prawie księżniczką Disneya! 😉

Cel naszej podróży- świątynia na wodzie- mieścił się w mieście Bedugul. Jeśli mieliście kiedykolwiek w rękach folder reklamowy promujący podróż na Bali, najprawdopodobniej widzieliście też świątynię Pura Ulun Danu Beratan. Jest ona drugim najważniejszym ze świętych miejsc na wyspie bogów. Powstała w XVII wieku i mieści się przy brzegu jeziora Bratan na wysokości 1500 m n.p.m. Kompleks składa się z czterech budynków- Linga Pura (świątynia kultu boga Śiwy), Pura Puncak Mangu (świątynia boga Wisznu), Pura Teratai Bang (główna świątynia) oraz Pura Dalem Purwa (miejsce modlitw o zdrowie i dobrobyt). Całość otoczona jest pięknymi zadbanymi ogrodami.

Gdy dotarliśmy na miejsce padało. Ponieważ do świątyni prowadzi kręta i dość stroma droga, postanowiliśmy dla bezpieczeństwa przeczekać ulewę, pomimo że jak na zawołanie wśród wysiadających z aut i autobusów turystów zaczęli krążyć sprzedawcy parasoli. Parasole te zresztą musiały być chyba zdobione złotem, bo kosztowały tyle co kilka naszych poczciwych polskich parasolek. Zapłaciliśmy więc tylko za wstęp do świątyni i czekaliśmy na parkingu twardo odmawiając kolejnym sprzedawcom.
Na Bali pogoda zmienia się diametralnie. Gdy tylko deszcz ustał, wyszło słońce i już po chwili nikt by nie uwierzył, że przed chwilą była tu ulewa. Ruszyliśmy zwiedzać świątynię. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to przepiękne, w każdym calu zadbane otoczenie. Szliśmy alejkami wzdłuż równo przystrzyżonych gęstych trawników, mijaliśmy fantazyjne drzewka bon-sai i kolorowe kwiaty o ciężkim i słodkim zapachu. Widać, że o to miejsce dba się z miłością. Michała zainteresowały kolorowe rybki pływające w stawie. Oboje z Polą podziwiali balijską architekturę i wszechobecne figurki i posążki. Teren świątynie był tak rozległy, że nie odczuwało się dyskomfortu z powodu spacerujących tam tłumów. Gdy zeszliśmy z powrotem na parking i wsiedliśmy na skuter zgodnie stwierdziliśmy, że warto było odwiedzić to miejsce pomimo wygórowanej ceny za wstęp.

W Ubud mnóstwo jest galerii sztuki, warsztatów artystycznych i galerii sztuki. To takie zagłębie sztuki i kultury na Bali. My jednak nie przybyliśmy tu, żeby rozszerzać artystyczne horyzonty, a po to, żeby spotkać… małpy. Miejsce, które planowaliśmy odwiedzić to Monkey Forest- 12,5 hektarowy las będący domem dla ponad 700 balijskich makaków długowłosych. W lesie rośnie około 186 gatunków drzew, a na terenie obiektu znajdują się trzy świątynie. Nie oszukiwałam się jednak, że akurat tutaj dzieci będą obserwować drzewa czy budynki. Chodziło im wyłącznie o małpy 🙂 Coś musi w nich być, ponieważ do Monkey Forest przyjeżdżają ekolodzy z całego świata, aby badać ich zachowania i interakcje ze środowiskiem.
Częsta obecność ludzi sprawia, że tutejsze makaki bardzo swobodnie czują się w ludzkim towarzystwie. Zapoznaliśmy się dogłębnie z regulaminem, żeby nie narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
1. Należy przed wejściem zdjąć wszelką biżuterię, schować butelki z wodą – eksponowanie takich gadżetów zachęca małpy do kradzieży.
2. Nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z małpami.
3. Nie wolno uśmiechać się do małp – dla zwierząt to oznaka agresji.
4. Pracownicy parku apelują, by nie karmić małp solonymi orzeszkami, herbatnikami, chlebem lub innymi przekąskami spoza małpiego jadłospisu z powodów zdrowotnych. Dozwolone jest natomiast karmienie małp bananami.
5. Nie wolno małp dotykać ani brać na ręce – małpy mogą ugryźć.
6. Jeśli małpa skoczy na turystę to należy wstać i powoli odejść. Należy wówczas poprosić o pomoc pracowników.
7. Można zrobić zdjęcie małpce zachowując odpowiednią odległość
8. Zalecane jest założenie długich spodni zamiast szortów – ochronią przed ewentualnymi zadrapaniami.
Przeczytałam tablicę i pomyślałam sobie, że sporo tych zakazów. Zaczęłam się zastanawiać, czy spacer w małpim gaju na pewno jest bezpieczny… Nie mogłam jednak odmówić go dzieciom, skoro przebyliśmy tak długą drogę, by się tu dostać.
Atak makaka w Ubud
Już za bramą mieliśmy okazję przekonać się, jakimi cwaniakami potrafią być makaki. Niedaleko wejścia stała sprzedawczyni z bananami dla małp. Podczas gdy turyści ustawiali się w kolejce do zakupu smakołyków dla zwierząt, jeden z makaków podbiegł od drugiej strony stoiska i bez skrępowania zwinął całą kiść. Najwyraźniej uznał, że nie będzie czekał, aż ktoś łaskawie go poczęstuje!
A teraz ręka w górę, kto pamięta Księgę Dżungli i wizytę Mowgliego u króla małp? Tak właśnie wyglądał spacer po Monkey Forest. Inny gatunek małp, ale te same liany, roślinność charakterystyczna dla dżungli i świątynie. Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Choć małpy były wszędzie, staraliśmy się przestrzegać panujących na terenie obiektu zasad i nie podchodzić zbyt blisko, szczególnie do najmłodszych członków grupy. Nie muszę Wam chyba mówić, co potrafi zrobić matka w obronie swojego dziecka.


Niektórzy turyści niezbyt przejmowali się bezpieczeństwem. Ignorowali zakazy i smakołykami zachęcali małpy, aby siadały im na ramionach. Takie nieodpowiedzialne zachowanie przyczynia się do zbytniego oswajania się makaków z ludźmi, czego rezultaty mogą być bardzo nieprzyjemne. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, gdy jedna z małp pomimo naszego ostrożnego zachowania zaczęła z agresją gonić Polę i Michała. Syczała na dzieci obnażając zęby. Po chwili wskoczyła na plecy Pawła, musiał osłaniać się plecakiem. Gdy kolejne małpy zaczęły zachowywać się niespokojnie, poprosiliśmy o pomoc personel. Dzieci były na tyle wystraszone, że chciały już wracać. Do dziś nie wiemy, co spowodowało atak. Być może małpy wyczuły ciastka ukryte w naszym plecaku, a może z jakiegoś powodu poczuła się zagrożona? Niezależnie od przyczyny ataku był on dla nas i dla dzieciaków żywą lekcją tego, że dzikie zwierzęta ro nie zabawki. Od tej pory Pola i Michał trzymali się na dystans od spotykanych przy różnych okazjach małp.

Pożegnanie z Bali
Z Ubud wyruszyliśmy do Kuty słynącej ze złocistych plaż i licznych barów i restauracji, czyli- raju dla imprezowiczów. Spacerowaliśmy po złotym piasku wsłuchując się w szum morza i ładując baterie przed kolejną przygodą, wizytą w Singapurze- Mieście Lwa. O tym, co tam zobaczyliśmy możecie poczytać tutaj: https://polaimichalwpodrozy.pl/podroze/singapur-miasto-lwa/.
