Do Stambułu z Londynu lecieliśmy tureckimi liniami. Już w samolocie poczęstowano ciastkami z baklawy, a był to dopiero przedsmak tego, co czekało nas na miejscu. Dwa dni spędzone w tym urokliwym mieście to zdecydowanie zbyt mało, aby w pełni zanurzyć się w jego klimacie. Wystarczył jednak, aby Pola i Michał przejedli się słodyczami, co w moim przekonaniu było niemożliwe. Dlatego odtąd nazwą oficjalnie przez nas używaną stał się Słodki Stambuł.
Dzielnica Sultanahmet
Na miejscu zatrzymaliśmy w samym sercu miasta. To tu najwięcej czasu spędzają turyści- dzielnica Sultanahmet. W niej właśnie znajdują się wszystkie najczęściej odwiedzane zabytki i atrakcje turystyczne, takie jak Hagia Sophia, Błękitny Meczet, Wielki Bazar, kręte uliczki oraz sklepy ze słodyczami, z których trudno wyjść bez chałwy czy baklawy.

Gdy już rozgościliśmy się w niewielkim klimatycznym hoteliku, wyruszyliśmy w miasto. Przed nami była jeszcze podróż do Afryki, więc musieliśmy wytężyć silną wolę i oprzeć się pokusom ulicznych straganów. Pierwszego wieczoru ograniczyliśmy się, więc do tradycyjnych kebabów, które smakowaliśmy podziwiając Błękitny Meczet.
Błękitny Meczet
Błękitny Meczet został zbudowany na początku XVII wieku, a jego budowa zajęła podobno siedem lat. Majestatyczna budowla z sześcioma minaretami zawdzięcza swoją nazwę błękitnym fajansowym płytkom, którymi udekorowano kopułę i wyższą partie ścian. Był już wieczór, nad nami błyszczały miliony gwiazd, gdy siedzieliśmy na murku podziwiając podświetlony meczet. Tutaj także po zachodzie słońca ulice tętnią życiem. Mieszkańcy i turyści przechadzają się niespiesznie a z licznych minaretów dobiegają melodyjne głosy mezzuinów. Taka noc musi stanowić zapowiedź nadchodzącego wspaniałego dnia.

Bazarowy zawrót głowy
Dopiero drugi dzień wystawił na próbę naszą silną wolę. Wybraliśmy się na Wielki Bazar. Próżno szukać w Polsce targowiska o podobnej powierzchni- 30 hektarów, 61 ulic, około 3500 sklepików, restauracje, kawiarnie, 2 meczety, 22 bramy i 4 fontanny https://pl.wikipedia.org/wiki/Kryty_Bazar

To prawdziwy labirynt, w którym można wędrować kilkanaście godzin, nawet nie gubiąc się. Spacer alejkami Wielkiego Bazaru to prawdziwa uczta dla zmysłów. Zewsząd otaczały nas przepiękne barwy, zapachy kadzideł potęgowane rozgrzanym powietrzem, aromatyczna woń rozmaitych potraw i dźwięczne nawoływania sprzedawców. Moglibyśmy zaopatrzyć się tu we wszystko, czego tylko dusza zapragnie- biżuterię, kilimy, dywany, lampy, wyroby ze skóry, drewna, srebra, ręcznie zdobione naczynia, chusty, ubrania, torebki… Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać.
Zakup każdej rzeczy to swoista ceremonia. Sprzedawcy z wielką cierpliwością rozkładają przed klientem towary, pozwalają w nich przebierać zachwalając każdy z osobna. Gdy już decyzja zostanie podjęta rozpoczynają się negocjacje. Tutaj targowanie ceny jest normą, nie robią tylko naiwni turyści. Pamiętajcie o tym, jeśli znajdziecie się na Wielkim Bazarze! Po zakończeniu transakcji w dobrym tonie jest napić się ze sprzedawcą herbaty.
Słodycze
Z powodu czekającej nas podróży po Afryce nie mogliśmy pozwolić sobie na zakup dywanów, ale słodycze to już zupełnie inna sprawa. Te można przecież, przynajmniej częściowo, przewozić w żołądku. Zagłębiliśmy się w alejkę pełną kramów z tureckimi słodyczami. Półki w sklepikach uginały się pod ciężarem misternie przygotowanych słodkości- ruloniki z galaretką, kwadraciki z pistacjami lub galaretką i czekoladą, cukierki w kształcie pieczarek, kuleczek, makaroników. Przed sklepami czekały tace pełne wyrobów do degustacji. Sprzedawcy dobrze wiedzą, że gdy ktoś już raz spróbuje, trudno mu będzie odmówić sobie zakupu słodkich przekąsek. Jednak wybór jest tak ogromny, że niełatwo się zdecydować. Po słodkiej degustacji i burzliwych dyskusjach zdecydowaliśmy się na pudełko ciastek i torebkę cukierków. Musieliśmy za nie słono zapłacić, ale uszczęśliwione miny Poli i Michała, upewniły nas, że było warto. Po raz pierwszy tak się zasłodzili, że oddali nam część słodyczy!
Cysterna bazyliki
Po opuszczeniu Bazaru skierowaliśmy się do Cysterny bazyliki. Jest to sztuczny zbiornik na wodę znajdujący się pod miastem w pobliżu Hagia Sofia. Nie byliśmy do końca przekonani, czy jest to miejsce warte zwiedzania, ale żar lejący się z nieba przeważył szalę na korzyść cysterny. W podziemiach przynajmniej można się trochę schłodzić. Zbiornik jest podziemną komnatą, do której prowadzą kamienne schody. Sklepienie podarte jest podświetlonymi kolumnami. W tle słychać relaksującą muzykę. Pola i Michał wypatrzyli w wodzie mnóstwo małych rybek. Można pomyśleć, że to nic ciekawego, ale na nas cysterna wywarła przyjemne wrażenie. Skłoniło nas też do refleksji nad pomysłowością starożytnych architektów.

Galata Bridge- most łączący Europę z Azją
Po wyjściu z tajemniczych podziemi ponownie uderzył nas miejski gwar. Skierowaliśmy się w stronę mostu Galata. Tuż nad wodą po obu stronach mostu znajdują się restauracje rybne i bary z kuchnią turecką. Zainteresowała nas długa kolejka do jednego z kutrów. Przypomniały nam się czasy PRL 🙂 Zapach powiedział nam, że u sprzedawcy kupimy pyszne ryby. Dołączyliśmy do kolejki i po dłuższej chwili raczyliśmy się kanapkami ze świeżą grillowaną rybą, plastrami cebuli i kapustą. Smak był nieziemski! Ustawiliśmy się w kolejce po dokładkę. Potem jednak musieliśmy już zostawić sobie miejsce na obiad.

Żeby nie ulec pokusie, skierowaliśmy uwagę na krajobraz i wypełniających go ludzi. Po jednaj stronie mostu rozciągał się widok na most bosforski, z drugiej na most Attaruk‑a. Przy barierkach pełno było wędkarzy. Stali z wędkami zarzuconymi do wody i cierpliwie czekali, a ich wiaderka pomału się zapełniały. Był to niezwykły widok dla nas wszystkich. Najbardziej jednak zaintrygował Michała, który z ciekawością zaglądał do mijanych po drodze kubełków. Miał może nadzieję zobaczyć w którymś złotą rybkę 😉
Turcy to życzliwy i uprzejmy naród. Nie narzucali się z ofertami, szanowali odmowę. Zapytani, chętnie udzielali mnóstwa praktycznych porad- gdzie jest najlepsze jedzenie lub tańszy towar.
Słodki Stambuł przyjął nas z otwartymi ramionami. Z pewnością jeszcze skorzystamy z jego gościnności”-)