Szykujemy się do wyjazdu do Afryki, lista spraw dłuuuga, ale odhaczonych punktów co raz więcej. Pakowanie z każdym wyjazdem idzie sprawniej, jesteśmy prawie gotowi.
W całym tym przedwyjazdowym chaosie, nachodzi mnie refleksja — co, gdyby odwrócić sytuację? Co, gdybyśmy to nie my jechali do Afryki, tylko rodzina z wioski, która chcemy odwiedzić, zamierzała wybrać się do Europy? Powiem Wam, co by było. Nabraliby wody ze studni do plastikowych butelek. Zawinęliby trochę jedzenia w tkaninę. To wszystko, co by spakowali. Wyruszyliby w drogę pieszo. I boso. W ubraniach, które mieli na sobie wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu. A na końcu długiej i trudnej drogi, przekonaliby się, że nie stać ich ani na bilet lotniczy ani nawet na miejsce na małej, nie zapewniającej bezpieczeństwa łodzi. Nie spotkamy ich w Europie.
Sytuacja dzieci wzrastających w Czarnej Afryce, diametralnie różni się od warunków, w jakich wychowują się nasze dzieci. Tam rodzice nie włączają dzieciom bajek, kiedy się nudzą. Nie mają przecież telewizora. Zakurzonych ubranek nie wrzuca się do pralki, żeby pięknie pachniały i wyglądały elegancko. Nie ma pralek, ani płynów zmiękczających. Butów nie kupuje się najwyższej jakości. Często w ogóle nie ma za co ich kupić. Dzieci nie wręczają rodzicom laurek z okazji dnia matki i ojca, ani nie posypują brokatem zaproszeń na przyjęcie urodzinowe. Nie mają brokatu. Ani kartek czy kredek. Dla większości naszych dzieci jest to nie do pomyślenia.
Jakże często obserwuję sytuacje, w których dorośli negocjują z dziećmi kwotę, którą mogą przeznaczyć na przykład na prezent z okazji dnia dziecka. Ba! Strony parentingowe prześcigają się w rankingach najlepszych prezentów — zabawki, gry, sprzęt multimedialny, akcesoria szkolne i modowe, wycieczki i karnety wstępów. Na wyprzedażach kupujemy coraz to nowe ubrania, często wcale niepotrzebne. Kosmetyki i jedzenie — najlepiej ekologiczne. Każda wizyta w sklepie z dziećmi musi wiązać się z kupieniem im choćby słodyczy. Całe to szaleństwo nas także nie ominęło. Wpisujemy się w ten obrazek, jak w mniejszym lub większym stopniu każdy kochający rodzic. Chcemy, aby nasze dzieci były szczęśliwe. Żeby nigdy im niczego nie zabrakło. Nie ma w tym niczego złego. Błąd wkrada się dopiero wtedy, gdy zapominamy z nimi rozmawiać. Pokazywać, że nie każdy ma tyle szczęścia, co one.
Drodzy dorośli, ten tekst będzie o pomaganiu. Wszyscy głośno krzyczymy: „Co się dzieje z tym światem?”. Ale jeśli „ten świat” ma zacząć rządzić się innymi prawami, jeśli ludźmi ma kierować empatia i poczucie odpowiedzialności za los drugiego człowieka- zmiany zacznijmy od siebie i od naszych dzieci.

Obojgu nam, mi i Pawłowi, zależy, aby Michał i Pola mieli świadomość, że na świecie, w bliższej i dalszej i okolicy, są ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy. Chcemy uczyć ich, że pomagać może każdy. Jakiś czas temu, zainspirowani artykułem na blogu „Dzieci i pieniądze”, wprowadziliśmy w naszym domu metodę trzech słoików. Jest to forma oszczędzania, która pozwala dzieciom nauczyć się rozsądnego gospodarowania pieniędzmi. Koncepcja polega na zastąpieniu klasycznej świnki trzema słoikami. Pieniądze, które trafiają do każdego z nich, mają mieć inne przeznaczenie. Pierwszy słoik jest na bieżące wydatki. W przypadku dzieci są to zwykle słodycze, książki, niedrogie zabawki, bilety do kina. Tu trafia większość otrzymywanych przez Polę i Michała pieniędzy. Drugi słoik przeznaczony jest na oszczędności. W nim dzieci zbierają fundusze na większy cel. Może to być droga zabawka, wstęp do parku rozrywki, sprzęt sportowy. Aktualnie Pola postanowiła zbierać pieniądze na zakup łyżew, a Michał na akwarium z rybkami. Aby cel był dla dzieci wyraźniejszy, do słoików wrzuciliśmy zdjęcia wymarzonych przez dzieci sprzętów. Ostatni, trzeci, słoik to słoik dobroczynności. W nim zbierają się fundusze na pomoc innym.
Przeznaczając pieniądze na dobroczynność dobrze zadbać, aby cel nie był abstrakcyjny. Nasze dzieci zbierały już środki na ziarna do karmnika dla ptaków na zimę i jedzenie dla bezdomnych. Ostatnio natomiast Pola i Michał oszczędzali pieniądze na zakup kredek i bloków rysunkowych dla dzieci, które już wkrótce odwiedzimy w Czarnej Afryce. Dzięki temu, że wiedzą kogo konkretnie wesprą i spotkają te dzieci osobiście, pomaganie nabiera dla nich nowego znaczenia.
Podczas dalekich podróży, kiedy odwiedzamy trudno dostępne zakątki świata, wielokrotnie spotykamy ludzi w trudnej sytuacji życiowej. Dorosłych i dzieci, osoby samotne i całe rodziny. Takie doświadczenia zmieniają sposób, w jaki Pola i Michał patrzą na swoje życie.

Jednym z miejsc, które na długo zostaną w naszej pamięci, jest przedszkole/szkoła w Jogjakarta, w Indonezji. To szczególne miejsce, do którego uczęszczają „dzieci ulicy”. Wszystkie pochodzą z biednych rodzin. Aby mieć za co kupić jedzenie, od najmłodszych lat muszą ciężko pracować razem z dorosłymi. Zbierają na ulicy śmieci, segregują je, a następnie sprzedają w skupach. Po godzinach spędzonych na wędrowaniu w upale i kurzu, dźwigania toreb ze znaleziskami, dostają za swój wysiłek niewielką zapłatę, która ledwie starcza na posiłek. Możecie sobie wyobrazić, jak niewiele ma to wspólnego z wesołą historią o Pippi, Tommym i Annice, bawiącymi się w poszukiwaczy rzeczy. Przedszkole jest dla tych dzieci miejscem, gdzie mogą się pożywić, uczyć się i bawić. Jest jednak tylko namiastką tego, co znamy z własnych doświadczeń.
Aby im pomóc, zorganizowaliśmy zbiórkę wśród przyjaciół, znajomych a także lokalnych władz (dziękujemy Wam 😊). Prosiliśmy o kredki, kolorowanki, przytulanki, ubrania oraz torby. Rzeczy, które udało nam się zgromadzić, spakowaliśmy do plecaków i zabraliśmy w podróż. Po dwutygodniowej wędrówce, gdy dotarliśmy na miejsce, pozwoliliśmy, aby Pola i Michał sami przekazali dary lokalnym dzieciom. Radość bijąca z ich twarzy wynagrodziła nam wszelkie trudy! Myślę, że nie tylko mi, ale także i moim dzieciom te uśmiechnięte buzie skutecznie wryły się w pamięć. Pewna jestem natomiast tego, że i Michał i Pola inaczej spojrzeli na nasz dom po powrocie. I w nim, i w przedszkolu, do którego chodzą dostrzegli bogactwo, które dotąd było dla nich tak oczywiste, że stało się niewidzialne.
Staramy się, aby pomaganie było stałym elementem naszej codzienności. Dlatego oprócz przeznaczania kieszonkowego na dobroczynność i angażowania się w pomoc biednym z najdalszych zakątków świata, razem z dziećmi bierzemy udział w lokalnych wydarzeniach. Z takich wydarzeń były Mikołajki w warszawskim Zoo. W programie znalazły się klasyczne warsztatowe zajęcia w świątecznej tematyce, ale także karmienie zwierząt i wręczanie im podarków. Dzieci nie mogły się tego doczekać! Aby uprzyjemnić sobie oczekiwanie i przegonić zniecierpliwienie, przygotowywały dla zwierzaków mikołajkowe prezenty. Wcześniej zapoznaliśmy się z wytycznymi pracowników Zoo, którzy wskazali nam, jakie podarki, będą dla ich podopiecznych bezpieczne. Pola zdecydowała się przekazać jedną ze swoich torebek dla szympansicy Lucy. Michał natomiast postanowił podzielić się z niedźwiedziem polarnym podnóżkiem, który teraz ma pełnić rolę zabawki, oraz przysmakami w postaci przypraw. Aby dopełnić rytuału, dzieci zapakowały prezenty w kolorowe papiery i przewiązały je błyszczącymi wstążkami. Tak przygotowane paczki wręczyły następnie opiekunom zwierząt. W trakcie wspólnej zabawy wszyscy mieli okazję ozdobić szyby terrariów choinkami i śnieżynkami, podać warzywa wprost do słoniowej trąby, zwiedzić zoo z nieco innej perspektywy. Ukoronowaniem wizyty było wspólne obserwowanie wręczania zwierzętom podarków. Mogę Was zapewnić, że był to pierwszy raz, kiedy widziałam niedźwiedzia polarnego rozrywającego papier prezentowy, by dostać się do prezentu! Relację z tego wydarzenia (kto jeszcze nie widział) możecie obejrzeć tutaj:
Kochani Wesołych Świąt😊Pola życzy: dużo cukierków na choinceMichał życzy: dużo pierników, kolorowych światełek i śnieguPamiętajmy o zwierzętach, które może przemówią w Wigilię…Zobaczcie filmik z Mikołajek w ZOO i niespodzianek przygotowanych dla zwierzakówSzympansica Lucy dostała od Poli torebkę, słonie ucieszyły się z owoców i warzyw,a niedźwiedzie z piłki i zabawek😊Życzymy Wam: duuuuuuuuuuużo wolnego czasu na odpoczynek nie tylko w ŚwiętaŚwiąt spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze oraz niespodziewanych prezentów😊Pola i Michał
Opublikowany przez Pola i Michał w podróży Niedziela, 24 grudnia 2017
Życie codzienne także stwarza wiele sposobności do tego, aby się dzielić. Choć może raczej powinnam powiedzieć, że stawia nas przed wyborem: podzielić się lub zmarnować. Tę decyzję podejmujemy regularnie:
1. Robiąc porządki w szafie. Ubrania, które nam się odwidziały, stały się za ciasne lub za luźne, te z których dzieci wyrosły, nietrafione prezenty- zamiast je wyrzucać, przekażmy je biednym rodzinom. Można przekazać je w lokalnym MOPSie, dedykować konkretnej rodzinie, lub nawet wrzucić do pojemnika na używaną odzież PCK. Pamiętajcie jednak, by ubrania, które oddajecie, były zawsze w dobrym stanie.
2. Książki, do których już nie wrócicie — te dla dorosłych i te dla dzieci. Można je przekazać bibliotekom szkolnym w ubogich gminach lub do szpitali. Nasze dzieci wybrały ostatnio cały karton książek, które lubiły, gdy były młodsze i przekazaliśmy pani doktor, która zawiozła na oddział dziecięcy.
3. Zabawki. Nasze dzieci mają ich dużo. Nie wszystkimi się bawią. Raz na jakiś czas robimy selekcję i parę rzeczy przeznaczamy dla dzieci z domów dziecka lub dla szpitali.
4. Żywność. Jej zakup trzeba przede wszystkim dobrze planować, jednak gdy już zdarzy się, że zostanie nam większa ilość jedzenia, np. po świętach czy innych rodzinnych uroczystościach, możemy przekazać je biednym. W okolicy Świąt organizowane są zbiórki żywności, wolontariusze odbierają posiłki i zawożą je do lokalnych jadłodajni. W inne dni można, podobnie jak w przypadku ubrań, skontaktować się z MOPSem i dowiedzieć się, komu i jak możemy przekazać nasz nadmiar żywności.
Aby komuś pomóc, musimy w pierwszej kolejności zauważyć, że jest w potrzebie. Dlatego, choć dobrze jest móc zamknąć się w swoim bezpiecznym świecie, wyglądajcie z niego regularnie. Rozmawiajcie z dziećmi o tym, co wtedy widzicie. To od Was uczą się wrażliwości, empatii i tego co, mam nadzieję. Moi drodzy postarajmy się, żeby nasze dzieci zaczęły dostrzegać, że lepiej jest dawać niż brać.